Dwa zupełnie różne stany mnie
dopadły. Z jednej euforia. Koniec roku, mam już święty spokój.
Oceny wystawione, teraz zostało mi tylko pojawianie się codziennie
w szkole w celach głównie towarzyskich.
Dziesięć dni i wrócę do swojego
małego miasta, które latem nawet lubię.
Czas płynie w tedy tak leniwie. Można wyjść na spacer po polach, nad rzekę. Bo generalnie wszędzie jest blisko. A i nawet w centrum jest czym oddychać. Z rozgrzanego przystanku, przy zakurzonej, gorącej ulicy do metalowej puszki na patelni w jaką zamieniają się teraz tramwaje. Śmierdzącej, lepkiej w środku puszki. Do parków też się za bardzo nie da wyjść bo są tak zapełnione ludźmi. Mój dom wariatów? Każdy pokój to taka mała sauna. Chociaż ja mam okna od wschodu, przynajmniej jest trochę cienia. Za to codziennie toczę ze sobą wewnętrzną walkę czy otworzyć okno i zostać uraczona 'techniawą' czy się udusić. Do tej ostatniej opcji da się przyzwyczaić. Serio. Oddychanie beztlenowe nie jest takie złe.
Czas płynie w tedy tak leniwie. Można wyjść na spacer po polach, nad rzekę. Bo generalnie wszędzie jest blisko. A i nawet w centrum jest czym oddychać. Z rozgrzanego przystanku, przy zakurzonej, gorącej ulicy do metalowej puszki na patelni w jaką zamieniają się teraz tramwaje. Śmierdzącej, lepkiej w środku puszki. Do parków też się za bardzo nie da wyjść bo są tak zapełnione ludźmi. Mój dom wariatów? Każdy pokój to taka mała sauna. Chociaż ja mam okna od wschodu, przynajmniej jest trochę cienia. Za to codziennie toczę ze sobą wewnętrzną walkę czy otworzyć okno i zostać uraczona 'techniawą' czy się udusić. Do tej ostatniej opcji da się przyzwyczaić. Serio. Oddychanie beztlenowe nie jest takie złe.
Jeszcze chwila i mnie tu nie będzie.
Wrócę do siebie. Będę mieć cały czas otwarte okna, przez które
będzie wpadał zapach bzów co wieczór.
Pełnia szczęścia. Prawie. Tu pojawia
się mój drugi stan. Pełen zniechęcenia i beznadziei. Bo wraz z
nastaniem tego cudownego czasu słodkiego lenistwa, jedzenia na
truskawek i jagód na trzy posiłki dziennie, jedna bardzo istotna
rzecz, z odległej krainy, w której się teraz znajduje, gdzieś
poza czasem, nagle stanie się bardzo realna. Większość z was wie
o czym mówię. Matura.
Czekają mnie dwa miesiące walki z
samą sobą, szczególnie kiedy do głosu dojdą moje ambicji i brak
pewności w posiadaną już teraz wiedzę. Walka będzie długa i
wyrównana. Zacząć się już uczyć czy dać sobie jeszcze trochę
czasu na odpoczynek. Jeśli zacznę jak głupia wkuwać biologię
albo trzaskać zadania z matmy. Proszę, zlitujcie się nade mną i
trzaśnijcie mnie czymś mocno w głowę. W końcu są wakacje. Czas,
żeby nadgonić wszystkie zaległości, które NIE SĄ związane ze
szkołą. Bo we wrześniu na pewno nie będę mieć czasu żeby
oglądać Gre o tron, doktora Who, czy Sherlocka. Ani czytać coś
spoza kanonu lektur obowiązkowych. A one są strasznie nudne.
Wiecie co? Ja już czuję smak lenistwa
i spania do po trzynaście godzin dziennie. Tak na koniuszku języka.
Takie truskawkowe mojito.