czwartek, 11 lipca 2013

Od nowa: 4 i 1/2 rady dla uczących się grać na gitarze

Tak się jakoś złożyło, że jestem niedoszłą gwiazdą rocka. Nawet, przez bardzo krótki okres czasu, byłam członkiem zespołu o wdzięcznej nazwie "Trampek  szatana".  Nie pytajcie skąd ta nazwa. Bo ja sama do tej pory nie wiem, dlaczego pozostali zgodzili się na mój głupi pomysł. Byliśmy cudownym trio gitarowym. Ponieważ moje umiejętności znajdowały się w brodziku, z którego miały się już nie wydostać, dostałam zaszczytna gitarę rytmiczną. Przynajmniej nie było słychać jak się pomyliłam. Chociaż, na naszym pierwszym i ostatnim koncercie, to nie ja zaliczyłam małą wpadkę. Publika się nie zorientowała, na szczęście. Potem nadeszły czasy mojego ukochanego liceum.
Czasy gdzie 80% osób z mojej klasy grających czy tańczących albo zrezygnowało ze swojej pasji albo musiało znacznie ograniczyć czas, który na nią poświęcali.
Tak wiec nie dotknęłam gitary od pierwszej liceum. Nawet, później we wakacji tego nie zrobiłam. Dlaczego? Chyba bałam się, że straciłam większość umiejętności. A raczej, tego że banalne utwory, które kiedyś grałam już mi nie będą wychodzić. Nie wspominając o moim ukochanym bluesie.
Oto mój ukochny Armstrąg, tak nazwałam moją YAMAHE, stał się meblem. Idealnym zbieraczem i przyciągaczem kurzu. Stała sobie tak, raz na jakiś czas ją stroiłam, co by nie było, aż moją mamę trafił szlag i zagroziła mi, że ją sprzeda skoro nie gram. Moja gitara to mój przyjaciel. A przyjaciół się nie sprzedaje.
Nadeszły wakacje. Czas na który zawsze mam pięćset różnych pomysłów. Nauczę się czegoś nowego, schudnę czy zrobię coś niesamowitego. Przeważnie kończyło się porażką. Jednak teraz mam mocne postanowienie. I tak siedzę z gitarą przed laptopem i próbuję coś grać. Pocieszające jest to że piosenki dla początkujących jestem wstanie zagrać po dziesięciu minutach nauki. No... to tu się kończą te dobre rzeczy. Z tych złych: straciłam całą szybkość, opuszki mnie tak bolą, że ledwo stukam w klawiaturę. I chyba to na tyle. Radochę z gry mam jak dawniej. Czyli najważniejsze kryterium spełnione.

A teraz kilka rad dla początkujących gitarzystów:

1. Na bolące opuszki najlepsze są zimne okłady. Ja preferuje zamrożoną cebulę. Tak dobrze przeczytaliście.  Wkładacie ją do zamrażarki na cała noc, a potem trzymacie w dłoni dotykając jej opuszkami. Chyba inne warzywa i owoce się nadadzą. Nie wiem, nie próbowałam.

2. W internecie jest od cholery różnych kursów. DARMOWYCH. Serio, te płatne nie oferują często niczego więcej niż te, za które nie zapłacisz w ogóle. Lepiej już zainwestować tą stówkę czy dwie, bo tyle zwykle kosztuje taki kurs na płytach DVD czy dostęp do części serwisu, w lekcje z nauczycielem.

3. Na początku daruj sobie metronom. To zuuo. Lepiej naucz się powoli ale dokładnie łapać chwyty itd. Potem możesz się nim znęcać nad sobą. Uprzedzam: po dwóch godzinach grania z nim przez pół dnia będziesz słyszeć odbijająca się piłeczkę pingpongową wewnątrz głowy.

4. Znajdzie sobie kogoś z kim możecie pograć. Najlepiej niech to będzie ktoś lepszy od was, kto was zmotywuje do ćwiczeń, pokaże co i jak.

4 i 1/2. Chwyty są prostsze, większość gramy na 4/4 (dół, dół, góra, góra, dół, góra) w odpowiednim tempie. Tabulatura wymaga zręczniejszych paluszków. Kostka, fajna rzecz, daje mocniejszy dźwięk przy biciu. I obowiązkowe: zaprzyjaźnij się z cążkami do paznokci. Lewa krótko, prawa jak kto lubi!

To chyba tyle. Łap za gitarę i do boju!
A i na majówce widzimy się na Thanks Jimi Festival we Wrocławiu na rynku!

1 komentarz:

  1. Świetny tekst. Ja przez pół roku zbierałam się, żeby napisać coś o gitarze i guzik z tego wyszło... Uczyć chciałam się od gimnazjum, bo podobał mi się chłopak, który grał (świetna motywacja, co?). W liceum w końcu kupiłam gitarę, znajomy zaoferował pomoc i tak po kilku lekcjach (z moim ciągłym śmiechem wyjątkowo trudnych? ogarnęłam kilka podstawowych chwytów. Później sama nauczyłam się kilku piosenek i od czasu do czasu zdarza mi się wyciągnąć moje czarne cudo z szafy. Strasznie żałuję, ze nie poświęcam więcej czasu. Może udałoby mi się nauczyć barowych... :) A bolące palce na szczęście nigdy nie były jakimś wielkim problemem :D

    OdpowiedzUsuń